[ Coconut tree ]
Krople deszczu
biły w jej okno.
Szum
spadających kropli, przyjemnie koił jej myśli. Gdzieś w oddali widziała zarys
księżyca schowanego za ciemnymi chmurami. Stała przy oknie i obserwowała
krajobraz za oknem. Lubiła, gdy wieczorami padał deszcz, kojarzył jej się z
dzieciństwem. Najszczęśliwszym momentem w jej życiu. Pełnym beztroski i zabawy.
Jednak wspomnienie babci było dla niej najważniejsze, ta kobieta była
prekursorką jej wszystkich zainteresowań. Dzięki niej pokochała książki i
literaturę, a co najważniejsze sztukę. Westchnęła przypominając sobie cudowne chwile.
Gdy razem z babcią czytały ich ulubione książki, gdy chodziły razem na
koncerty, występy artystyczne, czy koncerty operowe. Jednak nie było dane jej długo
zastanawiać się nad tym. Deszcz na dobre się rozpadał, a ciemne niebo przeszył
piorun, towarzyszył mu charakterystyczny grzmot. Burza.
Spojrzała na
zegarek dochodziła północ. Wiedziała, że jutro wraca do rutyny swojego życia.
Szkoła - jej drugi dom. To w tym miejscu poznała swoich najlepszych przyjaciół,
już jutro ich zobaczy. Tutaj nauczyła się jak sobie radzić, gdy trzeba było
liczyć na siebie. Tutaj była sama i polegała tylko na swoim rozumie. Nawet
tutaj przeżyła swoją pierwszą miłość, tyle że nie odwzajemnioną. Hermiona westchnęła
cicho o odeszła od okna układając się wygodnie do snu. Była zmęczona po całym
dniu pakowania się i organizowania powrotu do szkoły. Musiała odpocząć. W końcu jutro czeka na nią magia, jej drugi
świat…
~*~
Następnego
ranka przywitał ją słodki zapach jej ulubionych naleśników z czekoladą. Wstała
i w pośpiechu doprowadziła swój stan do wyjściowego. Z dołu słyszała jak matka
krząta się w kuchni, mimowolnie się uśmiechnęła. Zerknęła na zegarek, za pół
godziny wyjeżdżają. Była dobrej myśli, miała nadzieję, że ten rok będzie inny
niż poprzednie. Wręcz naiwnie w to wierzyła.
Zeszła do
kuchni na śniadanie i przywitała się z panią Granger. Jej rodzicielka była
przedziwną osobą, przynajmniej dla niej. Była kobietą z potencjałem, piekielnie
inteligentną, która mogłaby osiągnąć wszystko co tylko chciała, jednak mimo
wszystko wybrała spokojne życie pani domu. Chociaż dla Hermiony w pewien sposób
spełniła się intelektualnie, skończyła swoje wymarzone studia i jest dentystką.
Jednak pani Ganger wolała być wspaniałą gospodynią, a jednocześnie cudowną matką.
- Dzień dobry.
Jak tam samopoczucie? – pocałowała mamę w policzek i usiadła przy stole.
Obserwowała mamę, która znowu przygotowywała jakiś wymyślny obiad, i z każdą
chwilą uświadamiała sobie, że chciałby być taka jak ona, ale zaraz po tym jak osiągnie
swój mały cel.
- Dobrze
kochanie. Jedz szybciutko i zaraz z tatą pojedziecie. – Hermiona zajadła się
naleśnikami rozkoszując się ich smakiem. Uwielbiała kuchnię mamy, ale babcia
jednak była mistrzynią kuchni.
To pewnie rodzinne. Uśmiechnęła się na
wspomnienie babci, która na każde wakacje jak u niej spędzała robiła przeróżne
dania, a przy tym opowiadała jej tyle historii, że nie wiedziała kiedy czas im
uciekał. Wspominała o sprawach naukowych, po czym gładko rozmowa schodziła
na tematy zupełnie abstrakcyjne.
- Kochanie
tata zniósł kufer na dół jak spałaś. Nie zapomniałaś niczego, prawda? – mama
usiadła przy niej, uśmiechnęła się i upiła łyk herbaty.
- Mamuś
przepyszne śniadanko, dziękuję bardzo. I zapewniam cię, że wszystko mam. –
Hermina przetarła usta chusteczką. – Gdzie tata?
- Musiał
załatwić kilka spraw, ale zaraz będzie. - Pani Granger wstała od stołu i
zobaczyła jak podjeżdża Pan Granger. - O już jest!
- Witam drogie
panie. – ojciec radośnie przywitał się ze swoimi kobietami i porwał naleśnika w
rękę by szybko przekąsić. – To co w drogę? – widać pan Granger był zdecydowanie
z czegoś bardzo zadowolony.
Hermionie
udzielił się dobry humor ojca. Od tej chwili nic nie było wstanie odebrać jej
uśmiechu z twarzy tego dnia. Zobaczyła jak tata bierze jej rzeczy i pakuje do
pojazdu. Pożegnała się z mamą, zapewniając ją, że będzie codziennie pisać. Pani
Granger nie należała do kobiet, które dobrze znoszą takie rozstania i jak co
roku uroniła łzę, czym zawsze wywoływała u Hermiony szczery uśmiech i czule się
wtedy przytulały. Tym razem nie było inaczej.
- To już
ostatni rok, mamo, damy radę. – zapewniała kasztanowłosa, ucałowała matkę i
wsiadła do pojazdu, machając mamie na pożegnanie, aż nie znikła z zasięgu jej
wzroku.
Hermiona
Granger nie mogła się doczekać w tym roku nauki. Po wydarzeniach jakie miały miejsce ostatnio,
miała nadzieje, że wiele się zmieni. Wojna przeszła do „starych dziejów”. Zgodnie
z przepowiednią, Harry Potter pokonał Czarnego Pana. Radość jaka ogarnęła świat
magiczny udzieliła się również mugolom. Cały świat odetchnął, ludzie i przyroda,
co by się absurdem okazało, ale nastały słoneczne czasy. Sama Hermiona odczuła
jakby kamień spadł jej z serca. Ludzie byli wolni.
Od tego czasu
zmieniła się diametralnie. Odżyła i zadbała o siebie, zmieniając się nie do
poznania. Jej włosy nabrały blasku i teraz układały w się w lekkie kasztanowe
fale. Skóra odzyskała swój dawny odcień. Czekoladowe oczy miały dawną iskierkę
i blask. Jej garderoba zmieniła się nie do
poznania. Z powyciąganych swetrów i
przydużych spodni, do modnych acz stonowanych rzeczy. Odpowiednia zmiana
by podkreślić jej atuty, jakby to rzekła jej przyjaciółka Ginny.
Gdy weszła na
peron 9 i ¾ kilka oczu skierowało się w jej stronę, szepcząc między sobą i
przyglądając się jej. Z oddali widziała swoich przyjaciół jak żegnają się z
państwem Weasley. Jej przyjaciele również się zmienili. Byli… radośni. Pełnia
życia od nich biła. Uśmiechnęła się i ruszyła w ich stronę. Ginny zauważyła ją
i podbiegła rzucając się dziewczynie na szyję. Od razu zapowiadając jej, że mają
dużo do omówienia. Chłopcy dyskretnie się jej przyglądali i spojrzeli na siebie
z porozumiewawczym spojrzeniem, ich Hermiona wydoroślała i wyładniała.
- Hermiona,
witaj dziecko drogie. – przywitała się pani Weasley mocno dziewczynę ściskając.
Granger przywitała każdego z osobna przytulając ich do siebie. Cieszyła się, że
znowu z nimi jest.
- Hermiono
wyglądasz świetnie. – powiedział jej Ron, gdy go przytulała.
- Nie
przesadzaj. – odsunęła się od niego lekko speszona komplementem.
- No dzieci,
już czas dzieci. Do zobaczenia na święta. – Pan Weasley uśmiechnął się do nich
i objął swą małżonkę. Wszyscy przytaknęli zgodnie i po ponownym, ale już
krótkim pożegnaniu nadszedł czas na szukanie przedziału tylko dla nich, by mogli
poopowiadać sobie niesamowite historie z wakacji.
Hogwarcie, wracamy. Strzeż się. Młoda
gryfonka zaśmiała się pod nosem do swoich myśli. Wreszcie czuła się szczęśliwa.
Podczas
podróży Hermiona dowiedziała się o wszystkim co się działo u jej przyjaciół,
ona także nie była im dłużna opowiadała im o swoich osiągnięciach i o tym co
się z nią działo. A działo się zadziwiająco wiele.
- Że kim
jesteś?! – Ronoladowi szczęka wylądowała na podłodze, gdy usłyszał wieści od
przyjaciółki.
- Taniec,
Ronaldzie, tancerka, mówi ci to coś.
Tańczyłam od dziecka, a teraz znowu powróciłam, ale prywatne lekcje to
nie to samo co trening z grupą. –
Hermiona na spokojnie wytłumaczyła rudzielcowi o co chodzi, pokazując wszystkim
zdjęcia z turniejów. Ją z partnerem w wyśmienitych strojach tanecznych. Ona w
sukienkach, makijażu i innych drobiazgach przedstawiających ją jako wysokiej
klasy tancerkę.
Ginny
zainteresowała się zdjęciami, aż Hermiona nie mogła ich odzyskać przez pewien
czas. Przeglądała zdjęcia i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej partner był
blondwłosym przystojnym mężczyzną, bardzo podobnym do jednej z osób, które nie
darzą specjalnie wielką sympatią.
- Miona, czemu
ten facet wygląda jak Malfoy? – spytała młoda Weasley wskazując jej chłopaka.
- Nie podejrzewaj
mnie o takie rzeczy Ginevro. To mój tymczasowy partner, ale to nie jest Malfoy,
może i są identyczni, ale to nie on, są zupełnie różni. Jest przynajmniej miły
i wrażliwy na otoczenie. Ma na imię Tom, tak w ogóle. Ale o tym ci kiedy
indziej opowiem. – ostatnie zdanie gryfonka szepnęła do dziewczyny.
- Ale musisz
mi kiedyś pokazać co i jak, też tak chcę. – Ginny rozmarzyła się na tyle, że
słowa Hermiony wcale, a wcale do niej nie dotarły.
Reszta podróży
była zwyczajnie przegadana, nawet zapomnieli o spotkaniu prefektów. Dobrze
wiedzieli, że McGonagall i tak im wszystko powie, i ewentualnie da mały
szlaban. Jednak w tym roku niczym się nie przejmowali, cieszyli się z powrotu.
No to prolog już jest. Koncepcję jakąś mam, ale jak wiadomo prologii nie powinny być długie. ^^
Kiedy kolejny rozdział, to wszystko zależy od weny i czasu. Mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu taka koncepcja, osobiście będę ją kontynuować z całym tanecznym rozmachem, który bądźmy szczerzy jest moją najszczerszą miłością.
Szampańskiej zabawy
i
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.