piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 2

W gabinecie McGonagall panował półmrok. Wszyscy byli już obecni. Po dwóch prefektów z każdego domu. Ona i Ron z Gryffingoru. Malfoy i Pansy Parkinson ze Slytherinu. Z Hufflepuffu Susan Bones i Zachariasz Smith. Z Ravenclawu Luna wraz z Padmą Patil. Większość osób Hermiona znała osobiście, ale z niektórymi w ogóle nie rozmawiała, a jak już to rzadko kiedy. Pomijając oczywiście obecnych na spotkaniu ślizgonów, z którymi wiecznie prowadziła wojny słowne i nie tylko…
Profesor McGonagall przedstawiła uczniom zakres ich obowiązków jako prefektów. Mieli utrzymywać porządki w pokojach wspólnych swoich domów, jak również mieć oko na zachowanie swoich kolegów i koleżanek na korytarzach. Służyć im pomocą w razie problemów, jak również być dla każdego przyjacielem. Profesorka tłumaczyła im jak powinni się obchodzić z dziećmi na pierwszym roku, jak również tłumaczyła jak dotrzeć do tych „zbuntowanych” do których niewiele dociera. Jednym z najważniejszych obowiązków było pilnować porządku w czasie przerw i karać za łamanie regulaminu. Profesor McGonagall szczególnie zwróciła uwagę na godne reprezentowanie szkoły i angażowanie się w imprezy oraz uroczystości szkolne.
- Wszyscy jesteście prefektami, lecz prefektami naczelnymi zostali panna Granger i pan Malfoy, gratuluje wam. Wspólnie z gronem pedagogicznym zdecydowaliśmy, że wasza dwój idealnie będzie pasowała na to stanowisko. Zostaniecie przeniesieni do pokoju wspólnego prefektów naczelnych.  A teraz przejdźmy do spraw bardziej potrzebnych na obecną chwilę. W tym roku, wraz z profesorem Dumbledorem zdecydowaliśmy zorganizować Bal Bożonarodzeniowy. Jednak zupełnie inny niż dotychczas. Otóż organizację pozostawiamy wam, prefektom.
Wszyscy zaczęli zastanawiać się nad pomysłem profesor McGonagall i szczerze nie mieli zielonego pojęcia jak się zaprać za przedstawiony im problem. Zdawali sobie sprawę z tego, że Bal był już tradycją od turnieju trój magicznego i wcześniej, ale czemu w tym roku pozostawili organizację prefektom?
Hermiona słysząc to od z entuzjazmem zaczęła wyobrażać sobie różne scenerie Wielkiej Sali, ale każda na swój sposób była niedoskonała,  doszła do wniosku, że przecież najważniejszy jest motyw, ale i z tym było ciężko. Nikt nie raczył teraz powiedzieć nic na ten temat. Zaryzykowała wiedząc, że obecnym tu czysto krwistym czarodziejom ten pomysł może się nie spodobać.
- Pani profesor, a może zrobimy bal w stylu Blackpool Dance Festival. – powiedziała cicho Hermiona. McGonagall spojrzała na nią nie bardzo wiedząc o co dziewczynie dokładnie chodzi. Czyżby chodziło jej o rywalizację taneczną, czy tylko sam fakt zaprezentowania tańców? Wszyscy pozostali przysłuchali się z zaciekawieniem, pierwszy raz słysząc coś takiego.
- Wytłumacz. – poprosiła opiekunka Gryfonów.
- Jak pani wie, jestem tancerką od dłuższego czasu i tak myślałam, że może wykorzystamy zdolności taneczne naszych uczniów i urządzimy imprezę w stylu turnieju tanecznego. Możemy pierwsze parę godzin balu wykorzystać na turniej, bo jak mniemam uczniowie ze wszystkich klas wezmą udział w imprezie do pewnej godziny. A potem możemy przeistoczyć to w typowy bal. Oczywiście jeśli będzie potrzeba mogę dawać lekcje tańca, ale to tylko taki nikły pomysł, obawiam się, że mugolska rozrywka może nie przypaść niektórym uczniom do gustu. – Hermiona znacząco zerknęła w stronę Malfoya, który słuchał jej zaciekawiony jej słowami. „Tancerka, tak?” przeszło mu przez myśl. Ocenił ją wzrokiem stwierdzając, że może coś w tym jest.
- Cóż, to mogłoby się udać. Ale mogą być problemy z gronem nauczycielskim, nie każdy jest w kwiecie wieku. – McGonagall uśmiechnęła się do niej serdecznie, aprobując jej pomysł.
- Ale to żaden problem pani profesor, nie tylko są tańce latynoamerykańskie, są też standardowe. Większość standardowych tańców każdy arystokrata i dobrze wychowany człowiek zna. Chociażby taki walc. Ale myślałam nad urozmaiceniem tego w łacinę, zwłaszcza młodzież może się popisać w tej kategorii. Myślę że to dobry pomysł. Ze standardem tak jak mówiłam problemu nie będzie. Każdy w tam zamku jest z tego dobry, ale nie sądzę by z łaciną było to samo. – dziewczyna uśmiechnęła się lekko do profesorki.
- W takim razie nie ma problemu, motyw balu już mamy. Potrzebny trener. – profesorka zastanowiła się i posłała Hermionie życzliwy uśmiech, aprobując w pełni jej pomysł.
- Jeśli nikt nie zgłosi sprzeciwu, to  mogę się zająć nauką. W tej szkole na pewno ktoś się znajdzie o podobnych zainteresowaniach i może jak dziecko ktoś tańczył. Zajęcia mogę zacząć od razu. – zaświeciły jej się w oczach ogniki, siedziała podekscytowana, widać było że aż ją roznosiło na samą myśl o zajęciach.
- Hermiono, spokojnie. Znajdź odpowiednią klasę. Najlepiej dwie. Zaczniesz od jutra. To tyle w tej kwestii. Jak to powiedziałaś standard każdy umie. Wyznaczę ci jakiegoś nauczyciela do pomocy. Jakieś przeciwwskazania? – McGonagall spojrzała po zebranych. Dziewczęta szybko zaaprobowały pomysł Granger, za to męska cześć towarzystwa… Pozostawiają wiele do życzenia.  Mogła się tego po nich spodziewać. Żaden z nich nie kwapi się do tańca i już ona dobrze o tym pamiętała. Nauczenie ich podstawowych kroków do Balu Trójmagicznego było jednym z jej gorszych przeżyć.
- Proszę mi wytłumaczyć, dlaczego to ma być mugolska rozrywka? Chociaż dobra mugolska okej, ale czemu nie Las Vegas, czy inne miasto rozkoszy. Czemu akurat taniec, jakiś głupi turniej? – ciągle siedzący cicho Malfoy zgłosił swój sprzeciw, wszem i wobec, obdarzając wszystkich zgromadzonych sarkastycznym uśmieszkiem.
- Można połączyć te dwa motywy, panie Malfoy. Organizację pozostawiam wam. – McGonagall znacząco spojrzała na niego i Granger. – Jeśli nie ma żadnych innych problemów czy pytań. Możecie się rozejść. Hermiono zostań na sekundę. Nie było cie na spotkaniu w pociągu. – dziewczyna skinęła lekko głową, a reszta wyszła z gabinetu rozważając pomysł Granger na spędzenie balu.

Kiedy wróciła do dormitorium dziewczyny już spały. Od jutra ma się przenieść do nowego pokoju. Nie podobało jej się, że miała zamieszkać razem z Malfoyem, ale raz się żyje, przeżyła wojne, to przeżyje jego. Zdawała sobie sprawę, że mieszkanie z arystokratą nie będzie przyjemne, zwłaszcza teraz, gdy zaproponowała taki pomysł McGonagall.
Hermiona szybko się przygotowała do snu. Zastanawiała się jeszcze nad tym kto mógłby jej pomóc w szkoleniu hogwartckich tancerzy i szukaniu odpowiednich sal. Na nikogo prócz Ginny nie mogła liczyć. Może ruda pomoże jej znaleźć odpowiednie miejsce na zajęcia. Lubiła tak myśleć o swojej przyjaciółce, a i ona nie miała jej tego przezwiska za złe, jako że jako jedyna je stosowała, gdy były same.
Wracając do problemu zajęć, powoli zaczynały ją przerażać.  Miała dziwne przeczucie, że sobie nie poradzi z rozwydrzonymi ślizgonami. Dziewczynom może się spodobać, ale chłopcy, to będzie moja zmora do świąt. Hermiona ułożyła się wygodnie w łóżku. Mogłabym poprosić Toma do swojego przedsięwzięcia, ale był mugolem, więc ciężko by było, żeby go szanowali na zajęciach. Jak to ślizgoni, będą się wywyższać i obijać, jak na każdych lekcjach. Nauczą się ci co będą chcieli… Pocieszało ją to, że jako trener może wyrazić zgodę lub nie na nauczanie pewnych osób jeśli notorycznie będą ją przeszkadzać w zajęciach.
Powoli oddała się w objęcia Morfeusza.

~*~

Następnego dnia, po porannej przebieżce, udała się z przyjaciółmi na śniadanie. W drodze do Wielkiej Sali opowiedziała im o wszystkim co wydarzyło się wczoraj u McGonagall. Jak również o tym, że od dzisiaj mieszka z Malfoyem. Wszyscy jej współczuli, ale oczywiście od razu zapewnili dziewczynę, że mogą na nich liczyć, jeśli chłopak coś jej zrobi. Hermiona była zadowolona z tego, że przyjaciele tak o nią dbają, ale wiedziała, że sama również jest w stanie poradzić sobie ze ślizgonem.
W trakcie śniadania Ginny siedziała jak zaczarowana czując się cudownie z myślą, że nauczy się tańczyć. W sumie rudowłosa uwielbiała wyzwania, a mugolski tanieć był dla niej nie lada wyzwaniem.  Po za tym biorąc pod uwagę ich ojca, to tym bardziej ma się po co uczyć. Zawsze kochała zapał taty do mugolskich rzeczy. A teraz ona miała się nauczyć jednej z najpiękniejszych sztuk mugoli.
- Hermi kiedy lekcje? Merlinie, ja chce już. Twoje sukienki są cudowne. Jestem strasznie podekscytowana. Przepraszam, ale jak cie nie było przymierzyłam wszystkie. Zakochałam się! -  Hermiona śmiała się do przyjaciółki i słuchała wszystkiego z wielkim uśmiechem. Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Ginny skąd ja wiedziałam, że mam je wszystkie wziąć ze sobą do szkoły?
- Po prostu jesteś genialna i znasz mnie. – ruda puściła jej oczko i wzięła się za swojego tosta.
- A co do twojego pytania. Zaraz idę szukać Sali. O ile uda mi się coś znaleźć, a jak nie to zobaczymy, mam nadzieje, że w razie czego mi pomożesz – westchnęła. – Tylko obawiam się, że nawet jak wszystko znajdę i zorganizuję to ślizgoni mi żyć nie dadzą.
- Nie martw się, zawsze masz nas. – Harry uśmiechnął się porozumiewawczo do Rona.
- Oszywiście, Miona. – odpowiedział przeżuwając kanapkę.
- Dziękuję chłopaki, jesteście kochani. A teraz wybaczcie, mam 2 godziny wolnego i muszę się rozejrzeć po salach. – Hermiona wstała od stołu, pożegnała się z Ginny i wyszła szukać Sali.

Włożyła słuchawki do uszu i zadowolona krążyła po zamku, zaglądając do każdej wolnej Sali. Jednak żadna nie spełniła jej wymagań. Były zbyt ciemne, albo za bardzo zaniedbane, ewentualnie, była to sala, w której nie można było nic poprzestawiać ze względu na magiczne właściwości przedmiotów. A przecież wiele nie szukała, chciała jedynie dwóch dużych sal, dobrze oświetlonych i z możliwością powieszenia luster na ściany. Dużo nie wymagała. Jednak to skrzydło ją zawiodło. Na następnym okienku poszuka w innej części zamku.
Nawet nie zauważyła kiedy minęły prawie dwie godziny. Zerknęła na zegarek, za piętnaście minut zaczyna podwójne eliksiry z profesorem Snapem. Zadziwiające, że w tym roku mieli tak dużo godzin z nim. Ale to dobrze, był jednym z tych nauczycieli, którzy chcieli uczniów czegoś nauczyć. Co prawda ciężką ręką, ale potem uczniowie będą mu za to wdzięczni. Po wojnie zaczęła nawet lubić osobę Severusa Snape, albo raczej szanować. Wiele sobie nawzajem pomagali, można nawet czegoś się nauczyli od siebie, ale Hermiona wiedziała, że już nie potrafi nienawidzić profesora. Względnie go lubiła, albo raczej tolerowała, tak samo jak on ją. Do pewnego stopnia była wstanie zrozumieć Mistrza Eliksirów… Jednak tylko do pewnego stopnia.
 Skierowała swe kroki do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. W pomieszczeniu nie było nikogo. Po śniadaniu jej rzeczy zostały przeniesione do nowego dormitorium. Nawet jej się podobało. Salon był dość przestronny, po środku była kanapa z dwoma fotelami po bokach, a zaraz przed stał mały stoliczek. Salon był mieszanką kolorów – czerwieni ze złotem i zieleni ze srebrem. Całkiem przytulny. Przed kominkiem, na podłodze, leżał dywan z herbami ich domów.  Łazienkę mieli niestety wspólną, ale o to się nie martwiła akurat. Zazwyczaj wstawała przed wszystkimi, więc co rano będzie miała to pomieszczenie wolne, bo nie wierzyła aby Malfoy był rannym ptaszkiem. Sypialnie mieli oddzielne, po przeciwnych stronach salonu. Oboje mieli własne drzwi do łazienki, co spowodowało połączenie ich sypialni.
Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu.  Przynajmniej nie muszę się od rana z Nim użerać. Zabrała ze swojego pokoju książki i ruszyła na lekcje.

W drodze pod sale zastanawiała się nad tym ile ludzi wróciło do szkoły i jak tu pusto bez niektórych twarzy. Chociaż tyle dobrze, że wszyscy co zdecydowali się powrócić do Hogwartu są teraz połączeni z klasą rok młodszą. Co dla Hermiony oznacza, wspólne lekcje z Ginny. Były przyjaciółkami, od dobrych paru lat, a teraz uczęszczały do jednej klasy.
Zadzwonił dzwonek na przerwę. W końcu jej przyjaciele do niej dołączą. Przed salą powoli zaczynała zbierać się grupka osób. Harry i Ron jak zwykle dyskutowali na temat Quidditcha, co było normalne dla nich. Ginny szła obok Harrego ramię w ramię i przysłuchiwała się ich rozmowie.
- I jak poszukiwania? – podeszli do niej z uśmiechem.
- Będzie trudniej niż myślałam. Jak nie znajdę nic co mnie zadowoli to będę zmuszona wziąć pokój życzeń na własność. Możliwe, że wielu uczniom się to nie spodoba. – westchnęła. – Ale coś może znajdę. Od jutra mam zacząć zajęcia, więc jest jeszcze trochę czasu. W końcu zrobię z was tancerzy. – uśmiechnęła się porozumiewawczo do Ginny, która od razu podłapała temat i zajęły się rozmową o wszelkich szczegółach dotyczących strojów.
- Hermiono, ale ja nie tańczę. – Ronald wtrącił się do rozmowy dziewczyn. – Pamiętasz co było na balu z okazji Turnieju Trójmagicznego. To było straszne. – skrzywił się na samo wspomnienie, a Harry mu zawtórował. Oboje źle wspominali swoje umiejętności taneczne.
- Nie martw się. Zrobię z każdego tancerza. – powiedziała dumnie gryfonka, na co chłopcy zgodnie stwierdzili, że to się nie uda. 

~~~
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale tegoroczna matura dała mi się we znaki. Jeśli chodzi o opowiadanie, nie mam zielonego pojęcia jak wszystkich cudownie połączyć, ale czego się nie wymyśli i nie podrasuje. ^^ Obiecałam dodać rozdział w moje urodziny, miał być 3 czerwca, ale wyszedł mi mały poślizg w związku z moją kapryśną weną twórczą.
W każdym razie, życzę miłego czytania. 

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 1

Abandoned ]

              Będąc już w Hogwarcie, nie umiała się odnaleźć po ostatnich wakacjach. Brakowało jej dźwięków muzyki, którym tak ochoczo się oddawała w czasie przerwy. I brakowało jej najbardziej Toma, nie ze względu na to, że czuła coś do chłopaka, ale tylko z nim umiała oddać się muzyce i stawiać kroki w takt. Wiedziała, że są prawie idealnymi partnerami, ale ona próbowała szukać w nim cząstki siebie. Jednak to nie była miłość. Raczej najczystsza z przyjaźni.
                Tom był cudownym chłopakiem, ale niestety nie był osobą, która rozpaliłaby jej serce. Podobał jej się, ale kochała go jak brata. Miał cudowne błękitne oczy, w których widziała mnóstwo dobroci. Jego blond kosmyki opadały lekko na czoło i do tego jego nienaganna postawa – chłopak marzenie. Żałowała, że nie widziała w nim nic więcej niż towarzysza do tańca. Wiedziała, że gdyby tylko coś więcej do niego czuła to nic nie stałoby im na przeszkodzie. Chłopak był zapatrzony w nią,  jak w obrazek. Nie widział świata po za nią, ale nie wchodził w jej świat bez pozwolenia. Nie chciał bawić się w związki, które by nic nie znaczyły. Przeżył swoje mniejsze lub większe porażki w tak krótkim życiu i nie chciał ich powtarzać.
Rodzina Toma była bardzo zamożna, ale nie obchodzili się z tym jakoś specjalnie. Żyli skromnie mimo sporych dochodów. O dziwo mieli w rodzinie czarodziei, o czym Hermiona miała przyjemność się przekonać osobiście, ale oni sami nie byli nijak związani z magią. Ale mimo wszystko byli szanowani wśród czarodziei. Mówi się, że to przeciwstawienie się Czarnemu Panu pozbawiło ich magii, a on sam nie mógł ich zabić przez ich korzenie magiczne sięgające niemal założycieli Hogwartu. Rodzina pozbawiona magii, a bogata w więzy rodzinne. Coś niesamowitego.


                Hermiona miała wspaniałe wspomnienia z każdej chwili treningu, potem turnieje i wspólne zdobywanie kolejnych klas. Uwielbiała ich taniec, muzykę, stroje taneczne. Do Hogwartu zabrała swoje rzeczy treningowe, by nie stracić tego co osiągnęli w tak krótkim czasie. Nie chciała tracić czasu i miała zamiar ciągle ćwiczyć, stawać się lepszą. Pamiętała noce przetańczone na imprezach i specjalnych przyjęciach z tancerzami z jej klubu. Czuła, że to jest to co będzie robić przez całe życie. Tańczyć.  Jednak mimo wszystko chciała ukończyć szkołę magii. Wiedziała, że to jest jej druga miłość w życiu.
                W Hogwarcie wzięła się ostro do pracy wraz z pierwszym dniem szkoły. Nauka zawsze przychodziła jej z łatwością. W pierwszych dniach zdobyła dla Griffindoru punkty, które napawały gryfonów dobrym nastrojem.
Musiała sama przed sobą przyznać, że zmieniła się na dobre. Sposób w jaki się poruszała był inny, wręcz idealny. Wiedziała że przez to przyciąga wiele męskich oczu, które również z zazdrością patrzyły na Harrego i Rona. Nawet ślizgoni zwrócili na nią swoją uwagę.
Był to już 4 dzień szkoły. Zmierzała właśnie pod sale do eliksirów, wesoło rozmawiając z przyjaciółmi, Harrym i Ronem. Opowiadając im jedną z zabawniejszych sytuacji jakie miała na turnieju tanecznym z Tomem.  
- …. Mówię wam to nie ma się z czego śmiać. Jaki wstyd był, gdy mnie nie utrzymał i razem runęliśmy na parkiet. – opowiadała zadowolona, a chłopcy zwijali się ze śmiechu.
- Co Grenger jesteś za gruba by cie utrzymać, no w sumie nie dziwię się, szlam musi sporo ważyć. Nie chciałbym być na jego miejscu.  – usłyszeli pełny kpiny głos i donośny rechot ślizgonów. Przystanęli na chwile i spojrzeli na blond włos ego chłopaka.
- Nie martw się Malfoy nigdy nawet nie spróbujesz się przekonać  jak to jest. A wiesz co jest najlepsze. Nawet nie jesteś wstanie osiągnąć tyle co ja. Peszek. – wzruszyła ramionami i posłała mu jeden ze swoich „miłych” uśmiechów . – Bywaj Malfoy. – machnęła ręką na pożegnanie i  weszła z chłopakami, którzy nie wiele się przejęli tą wymianą zdań, do sali. Ich przyjaciółka żyła teraz innym światem i to się liczyło, że nikt nie jest wstanie im tego odebrać ani zepsuć.
Lekcja eliksirów minęła zaskakująco szybko i bezboleśnie dla Gryfonów.  Snape wyraźnie był czymś zajęty, całą lekcje przeszukiwał całe swoje biurko, szukając czegoś. Klasa jedynie co to miała uwarzyć eliksir i wyjść jak najszybciej się dało.  Wszyscy uporali się z zadaniem i po godzinie nikogo nie było.


Na obiedzie Ginny dołączyła do trójki przyjaciół. W spokoju i z uśmiechami rozmawiali o dzisiejszym dniu.
- Miona, kiedy zaczynamy? -  dopytywała się rudowłosa któryś raz z rzędu.
- Ginny, nie wiem, chciałabym jak najszybciej, ale jako prefekt naczelny, mam kilka obowiązków to raz, a dwa muszę pogadać z McGonagall o sali do ćwiczeń. Przecież nie zagarnę jakiejś sali od tak. – Hermiona po raz kolejny spokojnie tłumaczyła przyjaciółce o co chodzi. Była już zmęczona ciągłym wypytywaniem, ale to Ginny, ona jak oczekuje czegoś od Grengerówny to zazwyczaj to dostaje.
W pewnym momencie obiadu, profesor McGonagall wstała i poprosiła o uwagę.
- Dziś odbędzie się zebranie prefektów w moim gabinecie o 18. Dziękuję za uwagę.  – nauczycielka usiadła na swoim miejscu. Po Wielkiej Sali rozniósł się szmer i każdy wrócił do przerwanej czynności.
- Harry kiedy pierwsze spotkanie w sprawie drużyny Quidditcha?
- Nie wiem Hermiono, jeszcze nie rozmawiałem z McGonagall o tym, ale jedno jest pewne, musimy zebrać całkowicie nową drużynę. Jak wiesz, wiele osób ukończyło już Hogwart, a inni nie chcieli wrócić mając zapewnioną pracę i najzwyczajniej w świecie im się to nie opłacało. Ale jakoś to będzie.  Coś wymyślę. W końcu wiemy na pewno, że Ron broni, a ja szukam. O to się martwić nie muszę. –  uśmiechnął się smutno Harry. Hermiona uśmiechnęła się ciepło do niego dodając mu otuchy.
- Wierzę, że w tym roku Puchar będzie nasz.
Potter odwzajemnił jej uśmiech i dokończył obiad. Był zadowolony z całokształtu życia bez Voldemorta, czyhającego na jego życie. Ten rok wykorzystają, tak sobie obiecał.

~*~

Pokój wspólny ślizgonów był gustownie urządzony w barwach zieleni i srebra. Skórzane kanapy, wygodne duże fotele i ciemne umeblowanie. Wszystko miało swój urok wraz ze srebrnymi dodatkami. Na kanapie siedział przystojny  wysoki blondyn o stalowych oczach, wraz z przyjacielem jego postury za to ciemnej karnacji. Popijali swój ulubiony trunek, Ognistą Whiskey.
- Draco, o co dzisiaj chodziło tej małej smarkuli? – spytał Blaise, upijając łyk alkoholu.
- Cóż powiedziałem, że jest gruba i szlama, te sprawy, a ta nic. Nie ruszyło jej nic. Zero reakcji. Za to mówiła coś o tym, że nie osiągnę tyle co ona. A co ona może osiągnąć? Kto by chciał szlame pod swoje skrzydła? – powiedział obojętnym tonem.
- Ale i tak wyładniała. – przyznał szczerze i otwarcie ciemnowłosy.
- To szlama. Szlam nie jest ładny. – skrzywił się Malfoy. – Jak mogłeś obrzydzić mi życie?
- Sorry, stwierdzam fakty.  – wzruszył ramionami.
- Ide na to spotkanie prefektów. Nie wytrzymam z tobą ani chwili dłużej. Słońce ci przygrzało. – dopił swój trunek i wyszedł z pokoju wspólnego Slytherinu.


Był pierwszy pod pokojem McGonagall. Miał jeszcze dobre 45minut do spotkania. Usiadł na oknie i zastanawiał się nad całym dniem. Jakoś nie podobało mu się, że nie mógłby osiągnąć czegoś co osiągnęła by jakaś szlama. Jeszcze jej pokarze, że się myli. Zrobi tyle ile trzeba by pokazać wyższość czarodziei nad mugolami.
Po 15 minutach siedzenia i rozmyślania, nadeszła gryfonka z słuchawkami w uszach. Szła powoli, nie spiesząc się.  Draco przyjrzał się dziewczynie. „Może widocznie coś się zmieniło”. Dziewczyna podniosła na niego wzrok i kiwnęła głową na przywitanie, po czym podgłosiła muzykę w urządzeniu.
Draco przytaknął lekko głową, przyjrzał jej się będąc zdezorientowanym. Czy ona niewerbalnie się z nim przywitała? Odprowadził ją wzrokiem aż się zatrzymała pod ścianą po drugiej stronie korytarza. Odwrócił wzrok znów do okna. Usłyszał skrawki muzyki wydobywającej się z jej słuchawek i musiał przyznać, że jak na mugolską muzykę jest całkiem niezła.


Hermiona wyłączyła się, będąc w swoim świecie, dźwięki muzyki relaksowały ją, zwłaszcza muzyki tanecznej. Aż z tego wszystkiego przywitała się z Malfoyem. „Nie mogę tego słuchać przy nim, co to to nie. Jeszcze się zakumplujemy, a to będzie straszne.” Przyjrzała się chłopakowi uważnie. „Jesteś taki do niego podobny.” Pokręciła przecząco głową jakby chcąc wyrzucić te myśli z głowy. Nie może się z nim zakumulować. Nie po tym co jej zrobił. To przywitanie było po prostu oznaką jej dobrego serca w czasie, gdy zatracała się w świat muzyki. Tak to przywitanie to był błąd.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo nie napisałam nic. Próbowałam się zmotywować do matury, ale nic z tego. Jakoś mnie nie przerażą, że jest coraz bliżej. Jedyne co to mam masakrycznego lenia. Ale obiecuje dać następny rozdział zraz po tym jak tylko zrobie prezentację maturalną. 

Wesołych świąt Wielkanocnych!